„Mariola, moje krople…” Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk swego czasu opanowała wszelkie miejsca związane z literaturą, można się na nią natknąć a nawet potknąć wszędzie. Ta jej wszechobecność z lekka zniechęciła mnie do sięgnięcia po książkę, postanowiłam przeczekać modę na Mariolę … wiedziałam, że prędzej lub później i tak się spotkamy, pomimo mojej niechęci do samego imienia Mariola ;)
Ta książka to swego rodzaju podróż do przeszłości, którą ja osobiście, co nieco pamiętam … owszem podróż ta jest troszkę podkoloryzowana, troszkę doprawiona humorem i z lekkim wyolbrzymieniem podchodzi do tematu … ale dzięki temu zyskuje bardzo wiele. Wszystkie wspomnienia z czasem staramy się wypielęgnować, nadać im odświętny ton i wystrój, tylko po to, aby na długo pozostały w naszej pamięci. Autorka dokonując wszelkich zabiegów pielęgnacyjnych sprawia, że „Mariola” czyta się sama, uśmiech nie schodzi z twarzy czytelnika a przy okazji przenosimy się w czasie do roku 1981. Dla wielu czasy kartek na mięso i ogromnych kolejek są odległą historią, dla innych wspomnieniem z własnego życia. Pani Gutowska obydwie strony potrafiła ze sobą pogodzić, ani jedna, ani druga strona nic nie traci czytając „Mariolę”. Młodzież poznaje historię, a ta „starsza młodzież” z uśmiechem na ustach wspomni upragnioną rolkę papieru toaletowego lub zapach i smak na wpół zgniłej pomarańczy :)
Wspomnienia z PRLu zaserwowane przez Panią Gutowską na długo pozostaną w mojej pamięci. Nawet imię Mariola nie jest dla mnie takie straszne ;) jakoś oswoiłam się z Nią i te jej kropelki stały się dla mnie eliksirem na wszelkie zło.
Największą zaletą tej książki wg mnie jest jej forma i ogromna dawka humoru. Faktycznie można się przy niej całkiem nieźle ubawić. Nie wymaga od nas żadnych głębokich przemyśleń, to taka lekka, łatwa i przyjemna historyjka, która może okazać się tak jak „mariolowe” krople lekiem na całe zło :)
Jak najbardziej „Mariola, moje krople …” powinna dalej wędrować w akcji "Włóczykijka", aby nieść radość czytelnikom i sprawiać, że na ich buźkach pojawi się szczery uśmiech.
O widzę, że i Ciebie Mariola zauroczyła:)
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę, a przekonam Cię i do "Cukierni pod Amorem"...
Powiem Ci Aniu, że najbardziej do Marioli przekonał mnie kontakt z samą autorką :) Może faktycznie na Cukiernię się skuszę, choć teraz bym chyba ślinotoku dostała, jeśli w książce jest mowa o słodyczach :)
OdpowiedzUsuńA ja czytałam pierwszy tom Cukierni i się nie chwalę ;)) :D
OdpowiedzUsuńLena chwalipięta :D
OdpowiedzUsuńZe mnie bardzo skromne dziecię jest :P Nie wiem o czym ty tu do mnie mówisz :P
OdpowiedzUsuńNo jest o słodkościach i to bardzo sugestywnie...
OdpowiedzUsuńAle ostatecznie możesz omijać fragmenty dotyczące współczesności:)
Zauważyłam bardzo skrajne odbiory tej lektury- albo zachwyca albo ludzie są kompletnie na nie. Hm..
OdpowiedzUsuńkilka razy słyszałam o tej książce
OdpowiedzUsuńJak jest we Włóczykijce to mnie też w końcu pokona :):)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na "Mariola ..." ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że jestem nieufna co do niej, ale się zapisałam. Wszystkiego trzeba spróbować ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę wszystkim udanej lektury! Ja już mam ją za sobą i bardzo sobie ją chwalę :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę poznać tę książkę, ale najpierw chcę przeczytać "Cukiernię..." Natrafiam niemal na same pozytywne opinie o autorce :)
OdpowiedzUsuńmoja "Mariola..." czeka na swoją kolej :) i widzę, że jak ta kolej w końcu przyjdzie to ubaw będzie pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńO proszę, ja omijałam do tej pory "Krople" szerokim łukiem, bo czytałam kilka recenzji, że są niezbyt fajne. Ale teraz się waham.
OdpowiedzUsuń