wtorek, 17 kwietnia 2012

"100 czystych stron"


Kierownik żłobka, piosenkarz z zawodu nauczyciel a z zamiłowania powieściopisarz. Zrezygnował z pracy, aby oddać się swojej pasji – Cyril Massarotto. Nie wiem, jakim był kierownikiem, ale to jakim jest pisarzem pozwala mi sądzić, że dobrze zrobił. Mam ogromną nadzieję, że dzieci za nim nie płakały, a dzięki temu my czytelnicy możemy rozkoszować się słowem pisanym Cyrila. 

Mówiąc o spadku najczęściej mamy przed oczami wielką fortunę lub przynajmniej pokaźny dom. Tego też mniej lub bardziej spodziewał się bohater powieści „100 czystych stron”. A otrzymał …. no cóż, dość nietypową niespodziankę po dziadku, w postaci zeszytu. Jakby tego było mało, zeszyt okazał się pustymi, niczym niezapisanymi białymi kartkami papieru. Chyba każdy jest w stanie wyobrazić sobie zdziwienie wnuka, zważając na fakt, że jego siostry otrzymały sporo więcej. 

Po kilku dniach jednak tajemniczy zeszyt nabiera wartości. Dzięki kolejnym stronom można przenosić się do przeszłości i rozkoszować się wspaniałymi wspomnieniami. Nie mniej jednak stron i tym samym wspomnień jest tylko, albo aż 100. 

Rewelacja. Nie sądzicie? Ja tak właśnie pomyślałam. Pojawia się jednak ale …. które autor skrzętnie przemyca miedzy stronami. Nie można przecież żyć samą przeszłością. Trzeba umieć korzystać także z tego, co podaje nam teraźniejszość i budować dzięki temu swoją przyszłość. Owszem wspomnienia bywają piękne, ale trzeba sobie na nie najpierw zapracować. 

Urzekła mnie historia przedstawiona przez Cyrila Massarotto. Spędziłam dzięki niemu i z jego bohaterami wspaniałe kilka godzin przepełnione marzeniami i wspomnieniami. Gdybym tylko miała taką możliwość i znałabym język francuski chętnie osobiście podziękowałabym autorowi za tak życiową i wspaniałą opowieść. Bywały momenty banalne, ale to wcale nie zmienia faktu, że na długo zapamiętam zeszyt o 100 stronach. 


Z całych sił chciałabym polecić tę książkę wszystkim czytelnikom. Nie wiem sama, jakich słów użyć, aby zachęcić, a nie zniechęcić. Powiem może tylko tyle – spróbujcie a z pewnością nie pożałujecie. Takich historii jest bardzo mało na rynku wydawniczym. Takie książki powinny mieć na okładce wielkie znaki, które z daleko „ukłują” czytelnika w oko i będą gwarantem wspaniałej lektury.

9 komentarzy:

  1. Tak się zastanawiam nad tym co napisałaś, a nad tym co przestawia okładka. O ile Twoje słowa zachęcają mnie bardzo i wiem, że jak będę miała okazję, to na pewno przeczytam, o tyle okładka by mnie w ogóle nie zachęciła, by obejrzeć książkę np. w księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo jestem ciekawa tej książki. Historia w niej opisana brzmi nietypowo, ale intrygująco. Muszę się zapoznać :).

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawa historia i książka warta przez to mojej uwagi
    postaram się ją zapamiętać

    OdpowiedzUsuń
  4. pani z okładki wygląda dokładnie tak samo jak ta z okładki "Przynęta" Somozy (http://www.muza.com.pl/?module=okladki&id=42170) ale treść interesująca

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki nie czytałam ale na pewno po nią sięgnę przy najbliższej okazji.Twoja recenzja zachęciła mnie do przeczytania tej książki.Dodałam się do obserwowanych ponieważ bardzo podoba mi się Twój język i styl pisania recenzji.Jeśli chcesz dodać się do obserwowanych u mnie będzie mi bardzo miło.Serdecznie zapraszam na:
    www.in-world-book.blogspot.com
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejną recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam:
    http://udebulduzur.blogspot.com/2012/05/sow-kilka-i-tagowa-zabawa.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie opisałaś tę książkę i autora. Muszę powiedzieć, że okładka i opis robią wrażenie. Jak gdzieś na nią trafię, to przeczytam... :)

    Pozdrawiam
    Sol

    PS. POLECAM WZIĘCIE UDZIAŁU W MOIM KONKURSIE DLA BLOGERÓW:

    http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/2012/05/konkurs-drugi-dla-bloggerow-z-okazji.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaintrygowałaś mnie, choć z początku sądziłam, że książka okaże się banalna lub zbyt fantastyczna. Rozejrzę się za nią na pewno :)

    OdpowiedzUsuń