środa, 13 marca 2013

Żona Taty ...



Książka Jadwigi Czajkowskiej zainteresowała mnie od pierwszej chwili. Zaintrygowała mnie okładka, tytuł i opis. Nie mogłam pozbyć się myśli, że muszę przeczytać tę opowieść. Już od pierwszych stron byłam pewna, że dokonałam właściwego wyboru. Autorka bowiem porusza bardzo ciekawy temat, który do tej pory był mi obcy i w sumie chyba nigdy nie zastanawiałam się nad rolą macochy.

Dzień ślubu i te chwile tuż po, powinny z założenia być najszczęśliwszymi chwilami w życiu, zarówno kobiety, jak i mężczyzny. W przypadku głównej bohaterki – Izy, chyba nie do końca założenie to okazało się prawdziwe. Ślub się odbył, wszystko było w należytym porządku, ale pojawia się jedno małe ale. Otóż Iza poślubiła mężczyznę, którego pokochała. To jednak za mało, ponieważ Iza wraz z mężem musiała przyjąć do swojego serca dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa wdowca. Wcześniej jakby nie docierało do Izy, że mogą z tego powodu pojawić się jakiekolwiek problemy, a jednak ….

Zosia i Tadeusz wcale nie są szczęśliwi. Przeprowadzka do nowego domu, nowa kobieta u boku taty wcale nie wprowadzają sielankowej atmosfery. Wręcz przeciwnie dzieciaki obawiają się Izy. Z dnia na dzień pojawiają się coraz trudniejsze problemy, które dla świeżo upieczonej żony są zupełną nowością. Nikt nie przygotował jej do roli mamy – a tym bardziej do roli macochy.  Jakby tego było mało Piotr wcale jej nie pomaga, nie wspiera i nie stara się zrozumieć Izy. Bagatelizuje pojawiające się trudności, zrzucając na swoją żonę całą odpowiedzialność. 

Okres buntu dość mocno odciska ślady na relacjach Izy z Zosią. Tadeusz jakby szybciej akceptuje całą sytuację, co siostrze wcale się nie podoba i jakby jeszcze bardziej rozpala ogień nienawiści w stosunku do macochy. Wielka wytrwałość, przeogromne pokłady cierpliwości, a przede wszystkim zaangażowanie i poczucie odpowiedzialności zaczynają Izie towarzyszyć każdego dnia. Kobieta zmienia się, poznając siebie samą od nowa. Nie pasuje, nie poddaje się. Walczy z coraz to nową siłą, nabywając zupełnie nowych doświadczeń i budząc w sobie dotychczas nieznane emocje.

Dawno, żadna książka nie wywarła na mnie tak dużego wrażenia. Czytałam ją z ogromną ciekawością. Nie mogłam oderwać się od niej myślami. Skłoniła mnie do bardzo wielu przemyśleń i refleksji. Obudziła niesamowite emocje. Autorka z wielką starannością pokazała historię Izy i Zosi, cała reszta postaci to jak dla mnie tylko tło, które wspaniale komponuje się z tym, co najważniejsze. Nigdy do tej pory nie miałam okazji choćby powąchać tematu, który poruszyła Pani Jadwiga Czajkowska, a jak się okazuje jest to bardzo poważny i niesłychanie poważny problem, który może niechcący dotknąć każdej kobiety. Warto dodać, że autorka opisuje historię z wielką delikatnością i wyczuciem. Relacje rodzinne zarysowane są bardzo dokładnie, co tylko dodaje wartości całej opowieści. 

 
Podsumowując, „Macocha” jest bardzo wartościową książką, o której powinno się mówić i pisać. Nie powinien zaginąć o niej słuch. Może się nam wydawać, że nas ten problem nie dotyczy, ale nikt nie jest pewien, co też życie dla nas przygotowało. Wiedza teoretyczna zgromadzona w tej książce może okazać się bezcenna.

5 komentarzy:

  1. Miałam podobne sytuacje w rodzinie, więc pewnie sięgnę po tą pozycję

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama jestem ... macochą (cóż za okropne słowa).
    Na moje szczęście w życiu Kornelii pojawiłam się już gdy ta miała 3 lata. Teraz ma 12 lat i... od roku mieszka z nami. Dogadujemy się świetnie, choć wiadomo, nastolatki mają różne "akcje" w związku z buntem okresu dojrzewania. Nam się na szczęście udaje z tym radzić.
    Choć gdzieś w głębi serca mam chyba taki smutek, że dla niej nigdy nie będę prawdziwą mamą :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropnie to brzmi przyznaję: jestem macochą. Fatalne określenie, które samo w sobie ma źle kojarzący się przekaz. Najważniejsze jednak, że się dogadujecie .... a reszta no cóż, musisz to zaakceptować. Oby dobry kontakt Wam pozostał na zawsze :)

      Usuń
  3. Każda recenzja tej książki zachęca mnie do jej przeczytania. Chyba przydałoby się po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń